Slow design i wrażliwość emocjonalna
- Martyna Wróbel
- 10 gru 2019
- 5 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 2 sie 2022

Oprócz designu lubię jeszcze psychologię. Może krótko wyjaśnię, o co mi chodzi. Lubię analizować zachowania ludzi, poszukiwać skrywanych potrzeb, wrażliwości, które mają wpływ na każdą decyzję w naszym życiu. Tak to chyba po prostu psychologia :) Zatem lubię się nad tym zastanawiać. W rodzinie niestety przybiera to postać swego rodzaju "big brothera", kontrolera zachowań. Są plusy i minusy, ale o tym być może kiedy indziej. Myślę bowiem, że nasza wrażliwość, duchowość, cechy osobowości, ale jednak wrażliwość emocjonalna najbardziej, przekłada się na to, jakiej słuchamy muzyki, jakie mamy pasje, jak i gdzie podróżujemy, no i oczywiście jakie lubimy wnętrza, co rozumiemy przez pojęcie designu, w jakim kolorze czujemy się dobrze, czy wolimy minimalizm czy eklektyzm.
Każdy żyje w innych okolicznościach, ma inne problemy, jedne rozwiązania dla jednych będą odpowiednie, a dla innych zupełnie niepraktyczne. Bardzo ważna w urządzaniu dowolnej przestrzeni jest konsekwencja. Hmmm to pojęcie jest chyba w każdej dziedzinie ważne :)
Mam na myśli to, że jeśli podoba nam się styl boho, to nie będzie nam pasowała łazienka w stylu minimalistycznym. W poprzednim poście pisałam już o tym, żeby naszą przestrzeń można było skomponować jak piosenkę, żeby były poszczególne zwrotki, ale wspólny refren. I o to dokładnie chodzi. Baza i dodatki to najbezpieczniejsze rozwiązanie na stworzenie przestrzeni.
O co mi chodzi z tą wrażliwością emocjonalną w designie? A zatem mam na myśli naszą osobowość, wrażliwość, która wpływa na wnętrze, w jakim dobrze nam się żyje. Kiedy wchodzimy do mieszkania, które podoba się każdemu, jest katalogowe, deweloperskie, to brakuje w nim wrażliwości, duszy, kolorów. Kiedy wszystko do siebie pasuje, jest idealne, możemy mieć wrażenie, że wnętrze jest celowo zaprojektowane w ten sposób, żeby było dla każdego. Jestem zwolennikiem odmienności, przedmiotów, które nie do końca do siebie pasują, ale tworzą jakąś całość, po prostu "moją całość". Dlatego lubię, kiedy we wnętrzach jest coś totalnie starego, dziwnego, kiczowatego, nie ważne, ważne jednak, że jest po prostu inne, mówi coś o mieszkających w nich osobowościach. Idąc dalej tą myślą, chodzi mi o to, żeby tworzyć, projektować, budować coś zawsze w zgodzie ze swoją wrażliwością, a nie zgodnie z aktualną, katalogową modą.
Dzisiaj świat i czas zmienia się jakoś inaczej niż kiedyś. Jest to bardzo często punkt moich rozmyślań. Przecież mamy taki sam czas jak nasi przodkowie, a jednak im upływał wolniej. Jak to możliwe... W odpowiedzi na to zjawisko pojawiło się pojęcie slow life. Ciekawostką jest to, że to pojęcie ma swoje źródło w slow food, wynikające z szybkiego jedzenia fast foodów. Dzisiaj slow life to nie tylko slow food, ale i slow fashion, slow travel,
slow parenting, a nawet slow cosmetics, slow business no i oczywiście slow design.
W tym poście zajmę się trochę tym ostatnim, reszta zagadnień jest równie interesująca, ale chyba na temat innego bloga.
SLOW DESIGN
Slow design wyrósł z globalnego, wolnego ruchu, który odrzuca histeryczny konsumpcjonizm świata zachodniego i działa na rzecz zrównoważonego rozwoju gospodarczego i społecznego. To holistyczne podejście do kreatywnego myślenia, procesu i wyników.
Przewiduje pozytywny wpływ projektowanych produktów, środowisk i systemów na ludzi i środowisko. Celebruje lokalne przedsiębiorstwa i ręczne rzemiosło w każdej dziedzinie przemysłu. Ja jednak myślę, że to po prostu szacunek do rzeczy, które stanowią dla nas wartość.
Idąc dalej, skąd brać rzeczy, meble, ubrania, które mogą stanowić dla nas wartość? Krótko mówiąc, napewno nie ze sklepu. Pomijam jednak Ikeę :) Bez niej nie wyobrażam sobie życia :) Dziwne to zdanie, ale mogłabym je szeroko rozwinąć, ale szanuję swojego czytelnika i wiem, że rozumie o co mi chodzi. W dobie nachalnego konsumpcjonizmu i półek uginających się od produktów, które niczym się od siebie nie różnią, zaczynamy zwracać uwagę na przedmioty unikatowe. Chcemy otaczać się niepowtarzalnym rękodziełem, czerpiącym z wielowiekowej tradycji, przygotowanym specjalnie dla nas, z poszanowaniem otoczenia. Powrót do polskiego wzornictwa
z lat 60-80, do projektów takich jak: fotel 366, krzesła "skoczki", lisek i inne gięte cuda wychodzące
z rąk naszych projektantów są na wagę złota. Skandynawskie wzornictwo minionej epoki to po prostu arcydzieła, nie można opisać tego, jak wielką wrażliwość mieli ówcześni kreatorzy wzornictwa meblowego.To właśnie rękodzieła warto wspierać.
Podrzucę Wam kilka ciekawych miejsc, producentów, kampanii, które wspierają rękodzieło i wrażliwych projektantów oraz inspirują się wzornictwem minionej epoki.
Oczywiście mamy też wybór między droższą opcją i wersją bardziej budżetową. Żeby kupić coś unikatowego za niską cenę, musimy się napracować, "poszperać", stracić trochę czasu na poszukiwania. Później zwykle trzeba odnowić jakiś mebel, zainwestować czas i troszkę pieniędzy, ale satysfakcja gwarantowana. Wiem, bo trochę foteli odnowiliśmy. Więc możemy pojeździć na targi staroci, pojeździć po lokalnych mieścinach w czasie, kiedy są wystawiane gabaryty,
albo poskrolować OLX.
Jeśli nie mamy jednak czasu, a możemy pozwolić sobie na wydanie więcej pieniędzy, żeby "uduchowić" wnętrze, to poprzeglądajcie:
Moje serce oddałabym Fabryce Porcelany AS Ćmielów Adam Spała.
Jeśli mogłabym kupić coś drogiego i pięknego, to z pewnością było by to coś z Ćmielowa.
Czy jest ktoś z Was, kto podziela tę fascynację równie mocno jak ja?
Jest jeszcze jedna piękna rzecz, na którą trafiłam i jest piękna.
Zakłady Fajansu "Włocławek" we Włocławku, Polska, lata 60. XX w.

Podobnie dzieje się z ubraniami. Second handy przechodzą renesans. I bardzo dobrze! Każdy ma oczywiście swoje zdanie na ich temat, nie zamierzam go zmieniać. Nie rozumiem jednak biznesu, który wyrósł na odzieży używanej.
Mam na myśli chodzenie do second handów, kupowanie oryginalnych rzeczy, ubrań a następnie wystawianiu ich w mediach społecznościowych czy sklepach internetowych drożej.
Eeee to jest strasznie dziwne... I te relacje na żywo ze sprzedaży WTF? Znowu trochę popłynęłam.
Ja w sumie czerpię satysfakcję z chodzenia do sklepów z używaną odzieżą. Znajomi mówią jak ja to robie, że znajduje coś fajnego zawsze... Hmmm nigdy tego nie wiem, mam jakiegoś czuja, czy coś.
Oko wychwytuje coś, co warte jest znacznie więcej niż cena jaką proponuje sklep.
I ważna rzecz!! Nigdy nie sprzedaje tego, co znajdę i okazuje się, że wartość jest większa, jak już wspomniałam, to dla mnie bez sensu, ale to moja opinia po prostu. Wolę mieć na sobie niepowtarzalny, oryginalny stary wełniany płaszcz, niż sieciówkę z poliestru,
w której na ulicach zobaczę kilkaset kobiet. Podobnie z meblami. Lepiej czuję się we wnętrzu z duszą, historią, w fotelu, który mimo 50 lat jest stabilny i piękny, a podczas jego produkcji nikt nie ucierpiał. Tanie akcesoria i dekoracje produkowane w milionach sztuk powoli tracą swoje zainteresowanie na rzecz droższych, ale za to powstających w przyjaznych środowisku warunkach. Założenia slow design mogą z łatwością być wprowadzone w życie każdego z nas. Ręcznie wykonywane dekoracje, samodzielnie odrestaurowane meble są gwarancją niepowtarzalności wnętrza i satysfakcji
z wykonanej pracy. Można zacząć od drobnych rzeczy. W sumie najważniejsze są zawsze małe rzeczy, małe kroki, one prowadzą do wielkich działań. Dzięki kupowaniu w duchu slow design, wspieramy małe, lokalne biznesy
i rzemieślników. To dokładanie małej cegiełki do rozwoju czyjeś kariery, pasji.
Idea slow design odnosi się do poszanowania natury, samego siebie, myślenia i działania długodystansowego. Głównym celem koncepcji jest projektowanie przyjazne naturze, projektowanie przestrzeni do myślenia, reagowania, marzenia Projektowanie pod kątem korzyści i dobrobytu społeczno-kulturowego oraz na rzecz regeneracyjnych korzyści i dobrostanu środowiska.
Nabrudziliśmy, to fakt. Oceany są poliestrowym śmietnikiem, w powietrzu wiszą akrylowe smogi. Nie jest dobrze. Jednak dobrze, że już podejmujemy próby naprawy tej sytuacji. Możemy przeczytać, zobaczyć, co narobiliśmy i zrozumieć, że można drobnymi krokami starać się to naprawić. Konsumpcjonizm, marnowanie wszystkiego, generowanie gór śmieci, taki jest nasz świat. Zamiast poprawić sobie humor zabawnym "shopingiem", przeczytajmy książkę, wyjdźmy na spacer, stwórzmy sami jakąś dekorację, uszyjmy coś. Wszędzie się o tym mówi, zróbmy coś, zmieńmy. Zastanówmy się, czego tak naprawdę potrzebujemy. Czy kolejne spodnie, torebka, buty są nam potrzebne? Czy może lepiej odnowić stary fotel, pomalować ścianę z dzieckiem pędzlami w ich pokoju zamiast kupować kolejną tapetę. Zrobić coś wspólnie, uratować coś, naprawić. Nie chcę, żeby zabrzmiał ten post jak moralitet pokoleniowy, ale mając ponad 30 lat, zaczęłam dostrzegać, co robię źle, w jaką pułapkę wpadamy każdego dnia. Pułapkę konsumpcjonizmu.
コメント